Rozwój cyfryzacji na masową skalę doprowadził do sytuacji, w której urządzenia elektroniczne są nie tylko stałym elementem naszego życia i krajobrazu, ale sprawiły, że funkcjonujemy raczej jako hybrydy ciał zespolonych z niewielkim pudełkiem pełnym mikroprocesorów. Do produkcji smartfonów, poza aluminium, palladem, miedzią oraz złotem, niezbędne są minerały o niewiele mówiących przeciętnemu użytkownikowi nazwach, jak kobalt, itr, lantan czy neodym, których wydobycie, nie dość, że wymaga zaawansowanych technologii, to niesie ze sobą wiele długofalowych konsekwencji ekologicznych, społecznych i politycznych.

Współczesne formy ekstraktywizmu obejmują już nie tylko ekstrakcję planety, jej złóż i biosfery. Sięgają znacznie dalej, poza Ziemię, obejmując kosmos, a ich ambicją są kolejne planety Układu Słonecznego. Ekstraktywizm po raz pierwszy w historii sięga również w głąb człowieka, do jego najgłębszych pragnień, zachowań i doświadczeń. Wydobywanie danych z ludzkiego życia, gromadzenie śladów aktywności w sieci, tzw. nadwyżek behawioralnych, ma swoje analogie w strategiach kolonialnych. Dane przejmowane z chwilą akceptacji „ciasteczek” czy warunków korzystania z aplikacji, jak surowce są poddawane obróbce, rafinacji, a następnie podzielone na frakcje przekształcają ludzkie pragnienia w realne zyski. Informacje dotyczące obecnych i przyszłych zachowań poszczególnych jednostek są wyceniane i sprzedawane na globalnym rynku reklamy internetowej. Będąc w służbie kapitalizmu nadzoru, ekstraktywizm monetyzuje dogłębną wiedzę o każdej istocie i każdym elemencie ekosystemu. Nawet najmniejszy nasz ruch w sieci jest bacznie obserwowany i poddawany głębokiej i szczegółowej analizie. Nieświadomie wytwarzamy w ten sposób zupełnie nowy rodzaj wiedzy, która jest kapitalizowana przez wielki biznes, a także wykorzystywana do testowania narzędzi zbiorowej kontroli.